wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 2.

Siedziałam na komisariacie i czekałam, aż mnie wezmą na przesłuchanie, popijałam wodę z kubeczka, a wysoka policjantka z bladą karnacją, dużymi piwnymi oczami i krótkimi blond włosami, nie spuszczała mnie nawet na krok.
Zawahałam się popatrzyłam na nią.
- Hmm, mogę do toalety?- spytałam niepewnie.
Przytaknęła, pociągnęła mnie za kurtkę i postawiła na nogi. Zmierzyłam ją. Poprowadziła mnie do toalety i otwierała drzwi, ale po chwili się zdziwiła, że nie wchodzę. Spojrzałam na kajdanki, które przytrzymywały moje dłonie na plecach.
- Trudno mi będzie załatwić te sprawy z kajdankami.
Szturchnęła mnie, obróciła i otworzyła kajdanki, mocno je ściągnęła z moich nadgarstków, syknęłam i pomasowałam sobie dłonie. Wepchnęła mnie do łazienki i zamknęła za mną drzwi. Szybko prze kluczyłam drzwi i popatrzyłam po pomieszczeniu.
Świetnie, chyba tylko przez kanalizację, mogłabym się stąd wydostać. Usiadłam na sedesie i zakryłam twarz dłońmi. Usłyszałam pukanie.
- Za chwilę wyjdę, nie gorączkuj się tak!- wrzasnęłam.
Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu. U góry zobaczyłam malutkie okno za kratami. Super.
Teraz zadzwonią do rodziców...
Przyjdzie tata, nachlany.
Wrócimy do domu.
Znowu zacznie mnie bić.
- A ja jutro i tak znowu ucieknę- dokończyłam.
Wstałam od kluczyłam drzwi i wyszłam. Policjantka pchnęła mnie na krzesło. A po chwili zawołał mnie komendant do swojego gabinetu.
Usiadłam na krześle i spojrzałam na policjanta. Uśmiechnął się... zaraz, co?
- Bez tych grzeczności, nie pierwszy raz jestem na komisariacie. Co zrobicie z tym?- spytałam, a on się zaśmiał jeszcze bardziej.
- Nie wiem co ty i twoi przyjaciele sobie wyobrażaliście, ale ty jako jedyna jesteś niepełnoletnia. Nie mam pojęcia co z tobą zrobić. Muszę zadzwonić do twoich rodziców. Jak się nazywasz?
- Lucy Cane- mruknęłam i spuściłam głowę.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i wysoki, kobiecy głos. Po chwili drzwi od gabinetu się otworzyły i stanęła w nich blondynka o idealnie smukłej figurze, brązowych, prawie czarnych oczach i z wymalowanymi na czerwono ustami, które teraz wykrzywiała w za bardzo szczerym uśmiechu. Jest w czerwonej do kolan sukni, czarnej marynarce i czarnych wysokich szpilkach.
Popatrzyła na komendanta i uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
- To! To na ratuszu! Jest cudowne! Takie buntownicze. Co prawda nie jestem z Seattle i oczywiście, podejrzewałam, że sprawcy tego wykroczenia, będą na pańskim posterunku. A więc gdzie oni są?- spytała, a policjant widocznie zdezorientowany nie wiedział co odpowiedzieć.
Uśmiechnęłam się pod nosem i uniosłam lekko rękę w górę. Kobieta zwróciła w końcu na mnie uwagę. Podeszłą do mnie i zaczęła bawić się moimi włosami.
- O tak, ty też jesteś bardzo buntownicza. Pewnie nie wiesz kim ja jestem, prawda?
Czułam jak się rumienię i zaprzeczyłam kiwnięciem głowy.
- Jestem Melissa James. Malarka znana na cały świat, chociaż chyba minus jeden- powiedziała i popatrzyła na mnie.- No więc to ty narysowałaś tą wulgarną dłoń, prawda?
- Skąd pani wie?- spytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Kobieta chwyciła moją dłoń i wkręciła ją na drugą stronę. Była cała w zielonej ręce.
- Na żadnym innym graffiti nie było zielonej farby. Podobasz mi się. Masz w sobie tą nutkę charyzmy, a co najważniejsze masz wyobraźnie.
- Przepraszam! Ale ja muszę zadzwonić do jej rodziców- powiedział komendant, najwidoczniej wyrwany już z transu.
- Nie! Tylko nie to! Proszę! Wolę przesiedzieć tutaj tydzień, miesiąc czy nawet rok, tylko nie do ojca! Proszę!- błagałam. Czułam jak do oczu zaczynają napływać mi łzy.
- Dlaczego nie?
- Myśli pan, że jakbym miała normalną rodzinę, robiłabym to co teraz? Mój ojciec jest alkoholikiem, a matka ćpunką. Proszę...
- Och, jakie to smutne, kochanie. Powiedz mi jak się nazywasz?- wtrąciła się Melissa.
- Lucy.
- Ach! Piękne imię! Mam ochotę cię zabrać ze sobą!
- Niech pani mnie weźmie- powiedziałam i się zarumieniłam. Kobieta pogłaskała mnie po głowie i uśmiechnęła się.
- Ja ją zabiorę do jej rodziców- powiedziała i chwyciła moją rękę.
Wyszłyśmy z posterunku i ruszyłyśmy ku czarnemu BMW. Kobieta wyjęła kluczyki z torebki i automatem otworzyła drzwi. Wsiadłam ze strony pasażera i zapięłam pasy. Powiedziałam dokładnie gdzie mieszkam, ale na światłach Melissa zamiast pojechać prosto, skręciła w lewo. Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na kobietę. Zatrzymała samochód przy jednej ze stacji McDonadld's.
- Pójdziemy coś zjeść, opowiesz mi o rodzicach, a potem zadbamy o to, żebyś nigdy już nie cierpiała- powiedziała cicho i łagodnie, poczułam, że po raz pierwszy komuś na mnie zależy.
Moi przyjaciele, od razu po przesłuchaniu zwiali i nie zastanawiali się co się ze mną może stać. Obiecali, że się mną zajmą, bo mam tylko siedemnaście lat i nigdy mnie nie zostawią. Po raz kolejny się zawiodłam. Przytaknęłam i wyszłam z samochodu, delikatnie zamykając auto.
Usiadłam przy stoliku, a Melissa przyniosła dwie sałatki z kurczakiem i dwie cole. Usiadła naprzeciwko mnie i podała jedzenia. Otworzyłam sałatkę i zaczęłam powoli jeść.
- Interesujesz się sztuką, prawda?- spytała po chwili milczenia.
- Trochę- przytaknęłam.- Mam w domu parę szkiców, ale nigdy nie brałam tego na poważnie.
- Dlaczego?
- Bo uważam, że nie mam szans się wybić.
- Nigdy nie mów nigdy. Chciałabym porozmawiać o twojej rodzinie, czy naprawdę tak jest, czy kłamałaś na posterunku, żeby nie mieć konsekwencji?- zarzuciła.
Zakrztusiłam się, popiłam colą i popatrzyłam na nią niedowierzając. No tak, za szybko uwierzyłaś w bajkę Lucy.
- Nie, nie kłamałam, wolałabym mieć konsekwencję, gdybym miała normalną rodzinę, a u mojego ojca by wyglądało to tak, że wziąłby mnie z posterunku do domu, zdjął pasek i zaczął lać, póki nie zemdleję, parę razy już się tak zdarzało- zaśmiałam się sarkastycznie- mam pełno siniaków na ciele- powiedziałam.
Zsunęłam kurtkę z ramion i pokazałam, gołe w niektórych miejscach sine ramiona. Kobieta przypatrzyła im się uważniej. Popatrzyła na mnie litością.
- Od jak dawna?- ledwie wykrztusiła.
- Odkąd pamiętam.
- Masz pofarbowane włosy, prawda?- spytała.
- Tak. A w oczach mam soczewki. Na nadgarstku tatuaż z pulsem, a w szafie pełno czarnych ciuchów, jeśli chodzi pani o to czy jestem Gotką, to owszem jestem.
- Tak, to naprawdę buntownicze- stwierdzała i popatrzyła na mnie jakbym była jakimś jej wyzwaniem.- Pewnie chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć, tak?
- Nie byłoby źle, skoro już pani mi kupiła sałatkę i wyciągnęła z syfu.
- Mieszkam w Londynie, jestem rozwódką, mąż mnie zostawił, bo nie mogłam zajść w ciążę. Mam siostrzeńca, którego kocham ponad wszystko, a praca to moja jedna z największych pasji. Lubię wyzwania i nowe doświadczenia i z chęcią chciałabym wychować zbuntowane dziecko, jesteś idealna. I coraz bardziej wizja, że zostaniesz ze mną zaczyna mi się podobać, bo będzie dość łatwa.
- No to dość sporo i ciekawe, bo nawet ja tam biorę jakiś udział- zdziwiłam się.
- Kończ sałatkę, jedziemy do prawnika, jeśli twoi rodzice, nie będą robili problemów, już jutro będziemy w samolocie. Masz paszport?
- Mam- odparłam, nieco zaciekawiona, o co może jej chodzić.
Dopiłam do końca colę i wyszłyśmy z restauracji. Usiadłam na swoim miejscu, a Melissa ruszyła z piskiem opon. Zastanawiam się, czy jakikolwiek normalny człowiek, będzie chętny do przyjęcia ludzi o tej godzinie. Długo to nie potrwało, malarka wyjęła z torebki telefon i wykręciła jakiś numer.
- Joey! Słuchaj szykuj się, znalazłam. Za dziesięć minut będę u ciebie w biurze. Nie ma nic do gadania, wszystko ci wyjaśnię jak się zobaczymy- mówiła podekscytowana.
Patrzyłam na rozświetlone ulice, widziałam ludzi śpieszących się do domów, grupki ludzi śmiejących się z jakiś głupstw. A dokładnie po dziesięciu minutach, Melissa stanęła przed jakimś eleganckim biurem. To pewnie ta jedna z bogatszych dzielnic w Seattle. Otworzyłam drzwi i wyszłam na chodnik. W drzwiach firmy czy jak to nazwać stał postawny, przystojny mężczyzna. Przywitał się z Melissą czułym uściskiem i wymianą miłych uśmiechów.
- No, mogę ci powiedzieć, że naprawdę ci się udało. Wyglądasz mała, na mocno agresywną- stwierdził.
- To tylko złudzenie, jestem łagodna jak baranek.
- Jest taka jaką chciałam, tylko mamy problem Joey- powiedziała smutno.
- Jaki?- spytał i popatrzył na mnie ciekawsko Joey.
- Jej rodzice.
- Rany Mel, mówiłem ci szukaj sierot- powiedział zażenowany.
Popatrzyłam na nich i odchrząknęłam.
- Przepraszam, ale zdaje mi się, czy mówią państwo o mnie jak o rzeczy materialistycznej?- prychnęłam.
- Nie kochana, ja po prostu potrzebuję takiej dziewczynki jak ty, żeby spełnić swoje i twoje marzenia- powiedziała ze skruchą kobieta.
- Do czego jestem pani potrzebna?- spytałam.
Zaczynam się bać, a co jeśli chce mnie wykorzystać do jakiś eksperymentów?
- Mówiłam ci już. Zawsze marzyłam, aby wychować trudne dziecko i żeby stało się duszą artystyczną.
- Ale... ale, jak wychować, przepraszam, a co z rodzicami?
- Tym ja się załatwię. Z Melissą, będziesz miała lepiej mała- wtrącił się mężczyzna.
Weszliśmy do środka, a kobieta zaczęła wszystko opowiadać prawnikowi. Mężczyzna co jakiś czas spoglądał na mnie jakby z litością. Przewróciłam oczami, kiedy doszło do końca i zaczęli mówić o... adopcji.
______________________________________
Tak i o to jest rozdział drugi :D Wiem, że dosyć krótki i mało się w  nim dzieje, ale w następnych powinno być już lepiej :)
Jeśli przeczytałeś, skomentuj, to dla was chwila, a dla mnie naprawdę wielka motywacja *.*
~Evil Queen

8 komentarzy:

  1. Pierwszy kom - ulala *.*
    Rozdział jest super! tTylko ja nie mogę się doczekać chłopaków :P ;) A o tej adopcji...robi się dziwnie ale jest ciekawie xD
    czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że dziwnie, ale powiedzmy, że to zamierzony efekt :D
      Dziękuję, za miłe słowa <3
      ~Evil Queen

      Usuń
  2. Jejku świetne. Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję *.*
    Sądzę w piątek :)
    ~Evil Queen

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział <33 Naprawdę uważam, że bardzo dobrze piszesz. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku <3
      Naprawdę dziękuję *.*
      Już niedługo powinien być ^.^
      ~Evil Quenn

      Usuń
  5. Niedługo dodam do obserowanych ale na razie nie moge :/ A rozdział super :D

    OdpowiedzUsuń