Dyrektor, wstaje z fotela, podaje mi dłoń i szeroko się uśmiecha. Mierzę go, jego ciemne włosy elegancko zaczesane, zielone oczy jakby przeszywające mnie na wylot, promienny uśmiech, wszystko czego można się spodziewać na pierwszym spotkaniu w szkole. Jest zadziwiająco młody jak na tak wysokie stanowisko. Ujęłam jego dłoń, uśmiechnęłam się lekko. Poczułam jak Laionel potrząsa moją rękę.
- Proszę usiąść, panno Cane.
Zajęłam fotel stojący przede mną. Mężczyzna okrążył biurko i zajął swoje miejsce naprzeciwko mnie.
- No więc, dlaczego akurat Picassa?- spytał.
Przełknęłam rosnącą gulę w moim gardle. Przygotowałam się trochę, ale tylko trochę. Dlaczego Louis nie powiedział mi o tej rozmowie wcześniej? Miałabym więcej czasu na przygotowanie się.
- Picassa, to zdecydowanie jedna z najlepszych szkół artystycznych w Europie. Wielu młodych ludzi, stara się o możliwość uczenia się tutaj. Każdy kto choć trochę interesuje się plastyką, marzy, aby chociaż usiąść na moim miejscu...
- Więc dlaczego akurat ty, Lucy?- przerywa mi.
Patrzę mu w oczy i czuję jak rumieńce wpływają mi na policzki. Właśnie dlaczego ja? Odpowiedź jest prosta, Melissa. Podpowiada mi moja podświadomość, ale ja nawet nie chce przyjąć tej informacji do wiadomości. Chcę się tu uczciwie dostać.
- Bo kocham nad życie, to co robię. Uwielbiam, kiedy mogę usiąść z ołówkiem w ręce przed białą kartką i narysować na niej moment mojego życia, coś co lubię. Kiedy mogę po prostu wyrazić w tym siebie. Może to jest dla pana zwykła banalna historyjka, którą słyszy pan od każdego kandydata, ale to jest prawda, bez narysowania chociaż jednej kreski, jednego dnia, jestem jak duch, jakby ludzie odbierali mi rzecz do której jestem stworzona, a świat wysysa ze mnie resztę chęci do kolejnego dnia- szepnęłam.
- Masz rację, słyszę tę historyjkę, prawie od każdego, ale nie każdy mówi to z takimi emocjami jak ty, nie u każdego widzę, pasję i miłość w oczach, oraz strach, przed tym, że z jednym moim słowem mogą, stracić coś co kochają- powiedział.
Spuściłam wzrok na kolana. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo przejrzał mnie na wylot, kompletnie. Co za człowiek, jestem z nim w jednym pomieszczeniu od zaledwie dziesięciu minut, a już zdołał się o mnie tyle dowiedzieć.
***
Reszta spotkania minęła naprawdę swobodnie. Thomas, bo tak właśnie miał na imię dyrektor, obejrzał wszystkie moje prace, z wielkim zainteresowaniem, nie obyło się bez żartów, oraz rozmów o rodzinach. Miał żonę i dziecko w drodze i sam studiował na uczelni Picassa.- Lucy- odezwał się.
Spojrzałam na niego z uśmiechem. Uniósł do góry brwi, pokazując mi szkic Eleanor jak śpi. Czułam po raz kolejny rumieńce na moich policzkach.
- Miałam kilka bezsennych nocy, przyjaciółka mnie pilnowała, a sama zasnęła, więc ją narysowałam- szepnęłam.
- Musi być piękna, zdaje mi się, czy ją skądś kojarzę?- zaśmiał się.
- Jest dziewczyną Louisa Tomlinsona, z One Direction- uśmiechnęłam się.
- Ach no tak, moja siostra ma kompletną obsesję na ich punkcie- mruknął.
- Ja większość nastolatek- zaczęłam się śmiać.
- Dziękuję za spotkanie i chciałbym cię powitać na uczelni- powiedział.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Co? Boże czy to mi się śni? Dostałam się? Naprawdę się dostałam? Chcieli mnie? To znaczy, spodobało mu się? Chyba zaraz się popłaczę ze szczęścia.
Podał mi moje prace, które zapakowałam do teczki i schowałam do torebki. Wstaliśmy. Uśmiechnęłam się i podałam mu dłoń.
- Naprawdę bardzo dziękuję- powiedziałam.
- Ja dziękuję, że zechciałaś uczęszczać do naszej akademii. Proszę zostaw mi swojego maila, wszystkie informację, wyślemy ci na niego i Lucy, do zobaczenia we wrześniu- uśmiechnął się do mnie, a ja mu szybko zapisałam maila.
- Do zobaczenia- wydukałam i udałam się w stronę drzwi.
Kiedy byłam już na holu pisnęłam i z szerokim uśmiechem na twarzy opuściłam budynek. Wsiadłam za kierownicę i odpaliłam silnik. Rozejrzałam się, a moją uwagę przykuła mała karteczka. Chwyciłam ją i zaczęłam czytać.
"Każde dziecko jest artystą. Problem w tym, jak pozostać artystą, gdy się dorośnie. -Pablo Picasso
Tobie to chyba wyszło, złotko. Moje gratulacje.
Ross."
Westchnęłam i ruszyłam przez ulicę Londynu co jakiś czas zmieniając biegi, albo przystając na światłach. Jakim cudem dostał się do samochodu? Był zamknięty, no i przecież ma alarm. Ten gościu zaczyna mnie przerażać. Zaparkowałam przed garażem.Wzięłam z bagażnika kwiaty i poszłam w stronę drzwi. W domu było wyjątkowo cicho. Poszłam do kuchni, nalałam do kolejnego wazonu wody i włożyłam do niego białe róże. Poszłam z nimi do swojej sypialni, a tam mnie zamurowało.
Przy wielkiej walizce, siedziała Eleanor razem z Yale i pakowały moje ubrania. Postawiłam bukiet na biurku i spojrzałam na nie niepewnie.
- Okradacie mnie?- spytałam.
Obie się wzdrygnęły i popatrzyły na mnie. Eleanor uśmiechnęła się do mnie, zmierzyła mnie i uniosła do góry brwi.
- Ktoś tu się odstrzelił- zaśmiała się Yale.
Spojrzałam po sobie, nie rozumiem o co im chodzi. Miałam na sobie czarną lekko rozkloszowaną sukienkę i czarne balerinki, a włosy ułożone w loki. To chyba normalny strój na rozmowę w uczelni.
- Przecież byłam na spotkaniu- mruknęłam i przysiadłam obok nich.
Pakowały mi tam mnóstwo spódniczek i butów, jakbym co najmniej wybierała się gdzieś na miesiąc, a ja nawet o żadnym wyjeździe nic nie wiem. Mierzyłam Eleanor, mając nadzieję, że zaraz mnie poinformuje o co chodzi.
- Ładna sukienka, zostaniesz w niej, co nie?- mruknęła El.
Zmieszałam się i popatrzyłam jej w oczy, zaszklone od łez. Przytaknęłam i zaczęłam im pomagać. Yale, patrzyła się ze współczuciem na szatynkę. Chciałabym dowiedzieć się o co chodzi, dlaczego mnie pakują? Dlaczego Els jest załamana? I dlaczego czuję się, jakbym była ostatnim śmieciem na tej ziemi?
Wstałam i wyszłam. Miałam nadzieję, ze spotkam kogoś, gdzieś. Że Lou kręci się w salonie, albo Harry przy gabinecie cioci Mel cicho zakradając się do pracowni, aby zerknąć na mój obraz na ścianie. Chciałam się dowiedzieć o co chodzi? Dlaczego jest tu tak pusto? Dlaczego jest tak cicho?
Poszłam do sypialni Liam'a i Sophii. Zapukałam lekko, a po chwili, w drzwiach stanął mój kuzyn. Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Usiadłam na łóżko, koło Sophii, która właśnie też pakowała torbę z ciuchami mojego kuzyna.
- Jej, dostałam się do najlepszej szkoły artystycznej w Europie- powiedziałam bez entuzjazmu.- A teraz o co chodzi?
- No to świetnie, że się dostałaś!- pisnęła Sophia rzucając mi się na szyję.
Przewróciłam oczami, oddałam uścisk i popatrzyłam na Liam'a.
- Joe, zaplanował, że wyjeżdżamy na weekend- mruknął Payne.
- A czemu Eleanor, siedzi u mnie z zapuchniętymi oczami?- spytałam głupio.
- Hejterzy dali jej w kość- szepnęła Sophia.
- Przepraszam kto?- zaśmiałam się.
- Hejterzy, ludzie, którzy jej nie lubią...- zaczął tłumaczyć Liam.
- Rany, wiem kto to, hejter, ale myślałam, ze wy skoro, jesteście, kim jesteście, to nie przejmujecie się opinią, głupiutkiego nic nie wiedzącego człowieczka, który nie ma własnego życia i wpierdala się w cudze, bo jest ciekawsze- powiedziałam.
- Niektórzy się nie przejmują, a niektórych to naprawdę boli, Lucy- mruknął Li.
Westchnęłam, popatrzyłam po pomieszczeniu, przegryzłam dolną wargę. Co by tu zrobić, co by tu zrobić?
- Louis jest w domu?- spytałam.
- Nie, pojechał po coś do domu El- powiedziała Sophia.
Okej, no to musimy coś wymyślić. A co gdyby...
- Chodź jesteś mi potrzebna- mruknęłam do Sophii i pociągnęłam ją za rękę.- Liam, loguj się na twitter'a! Robimy twittcam'a. Harry! Jest Harry?- spytałam dziewczynę.
Przytaknęła, a ja wpadłam do jego pokoju. Siedział tam z jakimś chłopakiem, starszy od niego, rude włosy, ramiona całe w kolorowych tatuażach, a w dłoniach trzymał gitarę. Chłopaki wstali, uśmiechnęłam się lekko. Pomachałam dłonią.
- Cześć- uśmiechnęłam się, Smith tylko kiwnęła głową.
- Cześć, Lucy, to Ed, Ed to Lucy- zaczerwienił się loczek.
- Więc to ty jesteś tą buntowniczką?- zaśmiał się rudy.- Fajne włosy.
- Dzięki, twoje też- uśmiechnęłam się podając mu dłoń.
- Rudzielce, muszą trzymać się razem.
- Co prawda, to prawda. Harry masz kamerę USB, prawda?- spytałam słodko.
- Prawda, po co ci?- zdziwił się.
- Twittcam.
- A nie lepiej z kamerki komputerowej?
- Nie taki jaki ja planuje, chłopaki przyłączycie się co nie?- słodsza, to ja już chyba nie umiem być.
- Pewnie- uśmiechnął się do mnie Ed, a ja mu przybiłam żółwika.
Hazza podał mi kamerę, obejrzałam ją i uśmiechnęłam się. On wyciągnął ręce do przodu pytając "No i jak?". Zdałam sobie sprawę, że chodzi mu o uczelnię.
- Dostałam się- pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję.
Chwycił mnie w tali i okręcił wokół własnej osi. Zaśmiałam się i wyszłam z pokoju, zeszłyśmy po schodach do salonu, gdzie na sofie z laptopem siedział już Liam. Chwyciłam jedną wtyczkę USB i wsadziłam ją do komputera, a drugą w kamerę. Połączyłam się z urządzeniem i było gotowe. Zawołałam Blue, a Liam, dziesięć minut temu już poinformował fanów o twittcam'ie. Do domu weszli Perrie i Zayn z walizkami, machnęłam na nich, odstawili bagaże i podeszli do nas.
Włączyłam kamerę, a na ekranie komputera, wyświetlił się obraz tarasu. Od razu fani zaczęli pisać pytania. Skierowałam obiektyw na Harry'ego i Eda. Pomachali do fanów. Postawiłam aparat na blacie stołu i siadłam, tak żeby było mnie widać, obok mnie wzięłam Sophie z uśmiechem pomachałyśmy.
- A teraz, o co chodziło tym krwiopijcom?- spytałam.
Zayn zrobił zdziwioną minę, Harry się zaśmiał, a Sophia położył mi dłoń na ramieniu, jakby próbując uspokoić, ale ja póki co jestem spokojna.
- Hejterzy, to też nasi fani- syknął Liam.
- Jak osiem, przez dziesiąte - wywróciłam oczami.- Powiesz czy mam się wydzierać z byle powodu, dobrze wiesz, że to mi całkiem nieźle wychodzi- cmoknęłam.
- Chodzi o to, że niektórzy, są tak jakby podzieleni. Jedni wierzą, że Eleanor i Louis są razem tylko przez umowę, i chcą ukryć, związek Louisa i Harry'ego. Który nie istnieje- dodała Sophia, patrząc na kamerę.
- Czyli co, Louis i Harry gejami? A ja jestem słodki misiaczek, jeśli tak się bawimy- parsknęłam.
- Nie zadzieraj z hejterami, Lucy- powiedział Harry.
- Pluję na hejterów, widziałeś w jakim stanie jest El? Każdego z tych gnojów, posłałbym do diabła- warknęłam.- Poza tym przecież nie jesteś gejem!
- No nie- mruknął loczek.
- No więc właśnie. Więc każdy z was, nas teraz posłucha. Uważnie, bez idiotycznego uśmiechu na mordzie, bo zęby powybijam. Wierzcie sobie w co chcecie, ale nie rancie, ludzi, każdy ma uczucia. Eleanor, to jedna z najwrażliwszych dziewczyn, jakiekolwiek w życiu poznałam. Wspiera każdego w trudnych chwilach, jest przy nas kiedy, przechodzimy trudne momenty, patrzeć na jej cierpienie, jest jak patrzenie na...
- Płaczącego Niall'a. Mówisz do Directionerek, musisz porównywać z zespołem- zaśmiała się Soph.- Lucy ma rację, Eleanor, nie zasługuje na takie traktowanie, nikt z was nie zna jej tak jak my znamy ją. A Louis i ona naprawdę się kochają i widać to za każdym razem kiedy się spotykają, siedzą razem w salonie, albo idą na zakupy.
Do domu wleciał Louis, taszcząc za sobą torbę, a w drugiej ręce dużego misia. Uśmiechnęłam się, chwyciłam kamerę i poleciałam do Tommo. Dałam mu całusa w policzek i pobiegłam do góry.
- Eleanor, spójrz kto przyszedł- pisnęłam i wleciałam do swojego pokoju
Szatynka siedziała w objęciach Yale, cicho szlochając. Louis od razu do niej podbiegł, kucając przy niej. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła się w niego. Yale podeszła do mnie, objęła mnie ramieniem, skierowałam na chwilę kamerę w stronę pary, a potem wyszłyśmy z mojego pokoju. Obiektyw był teraz odwrócony w naszą stronę.
- Więc, jeśli ktoś, sądzi, że ten związek to ściema- zaczęłam.
- To niech się wypcha- dodała Jay.
Przybiłyśmy sobie piątkę i wyłączyłam kamerę. Zeszłyśmy na dół, gdzie wszyscy siedzieli w ekran patrząc się na czarny wygaszacz z rozdziawionymi buziami.
- Ludzie cię uwielbiają, byłaś chamska, a cię lubią, jakim cudem?- pisnęła Perrie.
- Bo byłam sobą i nie jestem dziewczyną żadnego z was. To duży atut- zaśmiałam się i przysiadłam obok Eda.- Pewnie cię przestraszyłam, co?
Pokręcił przecząco głową, wytrzeszczyłam na niego oczy, teraz to ja jestem przerażona. Co za gościu?
- Poza tym jesteś urocza jak aniołek- zaśmiał się widząc moją minę.
- Świetnie, dziesięć lat, ćwiczyłam, aby ludzie się mnie na ulicy bali, a i tak jestem urocza jak aniołek, rozumiesz coś z tego Yale?- spytałam blondynki.
- Stylówa cię popsuła- wzruszyła ramionami i ugryzła jabłko.
- Jak zwykle, wszystko jej zwisa- mruknęłam.
Minęła może godzina, a do domu zawitała ciocia Mel, Joe, Dan, Matt z Jerry'm i Caro. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, wywróciłam oczami i zaczęłam oglądać na nowo jakiś durny program telewizyjny.
- Gotowi?- spytał Frost.
- Pytanie, tylko na co?- mruknęłam.
- Żebym ja to wiedziała- powiedziała tak samo entuzjastycznie Melissa i popatrzyła na mnie.
Wstałam, spojrzałam jej w oczy, uśmiechnęłam się lekko, a ona mnie przytuliła.
- O matko, dostałaś się. Tak się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo- pisnęła, a po chwili, cała nasz gromada stała w wielkim uścisku.
- Dobra, bo mnie udusicie- zaśmiałam się.
- Idźcie po bagaże- szepnął Joey.
Ruszyłam do swojego pokoju. Chwyciłam swoją walizkę, zapięłam smycz Blue i zeszłam na dół pukając do pokoju Lou i Els. Para po chwili wyszła, uśmiechając się do mnie jak czubki.
- Młoda, zażarta, wiedźma z ciebie- zaczął się śmiać Louis.
- No, halo- wytknęłam do niego język i poszłam na dół.
- No to Lucy i Blue. Raz- powiedział Joe, prowadząc mnie do drzwi.
- To takie pocieszające, że moim partnerem jest pies- wywróciłam oczami i patrzyłam na resztę.
- Harry i Ed- kontynuował Frost.
Spojrzałam na rudego, który uśmiechnął się do mnie łobuzersko, o małpy czemu nikt mi nie powiedział, że on leci z nami? No tak, ostatnio nikt mi o niczym nie mówi. Stanęli przy mnie, a potem dołączyli do nas Liam i Sophia. Położyłam szatynce głowę na ramieniu i cicho westchnęłam jest już szesnasta, nic mi się nie chce, od rana jestem na nogach, nieźle zestresowana.
- Eleanor i Louis- mruknął Joseph.
Po kilku minutach staliśmy już z Louisem, Eleanor, Zayn'em i Perrie. Danielle i Matt zostają, będą mieszkać u nas. A Caro, Yale, Rick i Jerry, właśnie znaleźli pracę, więc nawet jeśli by chcieli to nie mogą z nami jechać. Ale chce się dowiedzieć gdzie jedziemy?
- Jedzie nas dwunastu. Młoda weźmiesz swoje auto? -spytał mężczyzna.
- Jasne.
Chwyciłam torebkę z wieszaka i zrzuciłam ją na ramię. Uśmiechnęłam się do nich, a wszyscy odwzajemnili gest. Och jak miło.
- Ed i Harry pojadą z tobą- zaśmiał się.
- Okej.
Wyszłam razem z chłopakami, w jednej ręce trzymając Blue, a w drugiej, rączkę od walizki. Wsadziliśmy torby do bagażnika, Harry wcisnął się z tyłu, razem z Blue, a my z Edem, jechaliśmy z przodu, taka szlachta.
Widziałam, jak reszta wychodzi do czarnego BMW cioci Mel, albo srebrnego mercedesa Joey'a. Wysiadłam i podbiegłam do blondynki.
- Gdzie jedziemy?- mruknęłam.
- Londyńskie lotnisko, Harry ci powie gdzie- szepnęła.
- Nie wiem, czy mam swój paszport- zaczęłam.
- Joe ma.
Przytaknęłam, przerażona, że on jest tak zorganizowany. Wszystko wszystkim, ale ma niezłą manię na punkcie perfekcjonizmu. Wróciłam do chłopaków, odpaliłam silnik i wyjechałam na ulicę, przerzucając bieg na piątkę.
- Młoda przystopuj, bo nas pozabijasz- zaśmiał się Ed.
- Ona ma to we krwi, inaczej nie potrafi, pokonała Horana, ogarniasz? Niall'a!- zaczął Harry.
Przewróciłam oczami, znowu zmieniłam bieg i wyjechałam na autostradę widząc za sobą, jak jedzie Joe, a przy nim Liam. Docisnęłam trochę gazu i od razu czułam się lepiej.
Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Dojazd był łatwy, gorzej, żeby gdzieś zaparkować. Wysiadłam, razem z Edem musieliśmy pomóc Hazzie, wysiąść, bo biedaczek został przyciśnięty do siedzenia przez Blue. Pies od razu podreptał za nim. Chyba powinnam być zazdrosna, mój pies leci za Stylesem, a nie za mną. Wzięliśmy walizki i poszliśmy do reszty.
Nie ma to jak po raz kolejny odwiedzać to miejsce w ciągu trzech tygodni. Kiedy przekroczyliśmy próg, od razu owinęło mnie chłodne powietrze. Ustawiliśmy się do odpraw, trzymając mocno smycz Blue, zaczęłam się rozglądać po kokpitach zastanawiając się gdzie Joe chce nas wywieźć.
- Lucy- usłyszałam głos Liama.
Spojrzałam na niego, a on pokazywał na torbę, no tak, moja kolej. Zaśmiałam się i położyłam walizkę na taśmę i podpisałam jakiś kwitek pokazując kobiecie, swój paszport, który podał mi Frost.
Razem z Mel udałam się do bramek. Zdjęłam bransoletkę i buty, wsadzając je do koszyka, tak samo jak torebkę. Rozpięłam smycz Blue, która też trafiła do koszyka. Ciocia Mel przytrzymała psa przy sobie, kiedy przechodziłam przez bramkę. Nic nie pisnęło. Mają szczęście. Albo ja je mam. Zawołałam do siebie psa, który bez zawahania, przebiegł przez bramkę, prosto do mnie. Podrapałam go za uchem i założyłam smycz. Ubrałam na nogi balerinki, zapięłam bransoletkę i chwyciłam torebkę. Czekaliśmy tak chwilę, zanim cała reszta przeszła przez ochronę.
- Szybko zaraz nam samolot odleci- krzyknął Frost.
No świetnie, wywozi nas gdzieś i jeszcze spóźnia się przy tym na samolot. A niby taki perfekcjonista. Przewróciłam oczami i pobiegłam za nim. Przy ostatnim punkcie, wszyscy pokazaliśmy swoje paszporty i lecieliśmy prosto do samolotu.
Roześmiana, usiadłam na wygodnej sofie, w pierwszej klasie, która jest tylko dla nas. Jak miło. Blue miał własny kojec, w którym musiałam go tylko przypiąć pasami.
- Dzień dobry, nazywam się Cassidy i będę się dzisiaj państwem zajmować- uśmiechnęła się do nas ciepło stewardessa.- No początek prosimy o zapięcie pasów, za dwie minuty startujemy.
- Mam pytanie, ile potrwa lot?- spytałam.
- Niecałą godzinę- odpowiedziała.
- Okej.
Zapięłam pasy, rozejrzałam się dookoła. Pierwsza klasa jak talala. Eleanor i Louis siedzieli gdzieś na końcu, przed nimi reszta zakochańców.
Do samolotu wpadł jakiś mężczyzna. Załoga, nie chciała go wpuścić, ale kiedy usłyszałam swoje nazwisko, od razu uległy i go przepuściły. Popatrzyłam na niego. No nie...
Żółty mundur, a w ręce bukiet różowych róż. Jęknęłam cicho, modląc się w duchu, że to jednak Louis postanowił zrobić niespodziankę szatynce.
- Panna Cane? -spytał patrząc na mnie.
Czułam rumieńce na swoich policzkach, przytaknęłam. Podał mi bukiet i pokwitowanie. Podpisałam je, a on wyszedł. Tak w ogóle można? Na plecach miał napisane logo lotniska, więc może jest gdzieś tu kwiaciarnia?
Przyjrzałam się im, powąchałam je starając się ukryć różowe policzki. O co tu do cholery chodzi? Dziwne dla mnie było to na parkingu, w samolocie nigdy bym się tego nie spodziewała.
- Nadal nie wiesz od kogo one są?- spytała cicho Eleanor.
- Nie mam zielonego pojęcia- mruknęłam i zaczęłam rozglądać się za białą karteczką.
Tym razem była przyczepiona do wstążki, przy łodygach. Wzięłam ją i zaczęłam czytać.
"Ty księżniczka światła, ja pan ciemności. Wciągnę cię do mego świata, poznam wszystkie twoje żądze.
Kiedy je zobaczyłem, od razu poczułem twoje usta na swoich, miękkie, słodkie, idealnie dopasowane do moich."
Uśmiechnęłam się lekko. Przeraża mnie to, ale całkiem nieźle pisze. Cassidy przyniosła wazon, do którego włożyła kwiaty i ustawiła je na stoliku niedaleko mnie.
Schowałam karteczkę do torebki, gdzie znajdowały się dwie pozostałe. Co jeszcze wymyślisz? Oparłam głowę na siedzeniu i czekałam, aż w końcu zaczniemy się wznosić w powietrze.
***
- Lucy, obudź się, podchodzimy do lądowania- szepnął Harry.Rany zasnęłam oparta o jego ramię? Przetarłam oczy knykciami i popatrzyłam na niego niepewnie. Uniósł do góry brwi. Cały był od czekolady, chyba nieźli się zajadali z Edem. Chwyciłam chusteczkę ze stolika i zaczęłam wycierać jego policzki. Jak z dzieckiem.
Poczułam lekkie turbulencje, przytrzymałam się mocniej ramienia Hazzy, który, lekko się zaśmiał.
- Nie bój się, to nic takiego.
- Łatwo ci mówić, dopiero drugi raz lecę samolotem- mruknęłam i wyjrzałam przez okienko.
Oświetlone miasto, duże miasto. Gdzie my jesteśmy? Gdyby nie wielka oświetlona wieża, nad którą właśnie przelecieliśmy, dalej, bym się zastanawiała. Wieża Eiffla. Jesteśmy w Paryżu. Zaraz, dzisiaj jest piątek. Niedziela jest za dwa dni? Popatrzyłam na Joe, wytrzeszczając oczy, dopiero teraz posklejałam fakty.
- Joey, kiedy wracamy do domu?- spytałam niepewnie.
- Nawet nie wylądowaliśmy, a ty już pytasz kiedy wracamy?- uśmiechnął się.
- Nie o to mi chodzi, tylko o to czy, lecimy przed niedzielą?- zrobiłam minę typu "Przecież wiesz o co mi chodzi".
- Nie Lucy, wylatujemy w poniedziałek rano, bo w poniedziałek popołudniu, chłopcy zaczynają zdjęcia do teledysku- powiedział wymownie.
- No to ja idę do Luwru- zaśmiałam się.
- Moja krew- krzyknęła Mel.
Koła zaczęły toczyć się po asfalcie. Pisnęłam z radości. Jestem w Paryżu. W jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie.
- Szkoda, że Niall'a nie ma- szepnął Louis.
Niech cię szlag Tomlinson, że mi przypomniałeś. Z głośników usłyszeliśmy głos pilota, informującego o bezpiecznym i udanym locie. Odpięłam pasy i wstałam. Chwyciłam smycz Blue, który chyba nawet nie zauważył, że byliśmy ponad chmurami.
- Chcą państwo swoje bagaże teraz czy przy taśmie?- spytała uprzejmie Cassidy.
- Poprosimy teraz- mruknął zaspany Liam.
Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale stewardessa, podała mi moją walizkę. Świetnie Payne, ty to masz łatwo, ale ja mam psa, walizkę i róże!
Ed wziął moją i swoją torbę, uśmiechając się przy tym uroczo. Podziękowałam mu i zeszliśmy po schodach. Odprawy trwały teraz o wiele krócej niż w Londynie, bo po niecałych piętnastu minutach staliśmy już na parkingu i czekaliśmy, aż wypożyczą samochody.
- Czyli, tylko ja, Melissa i Lucy, wzięliśmy prawo jazdy?- pytał po raz kolejny Joe.
- Tak- potwierdził Zayn.
- Potrzebujemy trzech samochodów, a mamy tylko dwóch pełnoletnich z prawem jazdy, czujecie tą ironię?- zaśmiał się głupio Frost.
- To nie możemy wypożyczyć, na przykład na dowód Liam'a, a ja będę prowadzić?- spytałam głupio.
Mężczyzna zastanowił się chwilę i poszedł coś wyjaśnić z właścicielem. Widziałam jak idzie w naszą stronę, łapie mnie i Payn'e pod ramię i prowadzi. Dwadzieścia minut konsultacji po francusku, to nie dla mnie. Głowa mi pęka od tego żabiego jazgotu. Oczywiście, wszystko rozumiem, francuski już jako dziecko umiałam, bo mama miała jakąś dziwną obsesję na punkcie tego języka. Kiedy w końcu doszliśmy do podpisywania umów, z przyjemnością machnęłam długopisem na skrawku papieru i odebrałam klucze do czarnego mercedesa.
Odblokowałam drzwi, wsadziłam Blue, na tylne siedzenie, a Ed i Harry zapakowali już torby do bagażnika. Odpaliłam silnik i czekałam, aż Joey, wyjedzie na ulicę, abym mogła jechać za nim.
Po chwili jechaliśmy już zatłoczonymi ulicami. Paryż nocą, czy może istnieć piękniejszy widok? Zmieniłam bieg i zaczęłam omijać samochody, aby dogonić Frosta, a niby to ja jeżdżę szybko po ulicy. Ed włączył radio, z którego poleciały ciepłe nuty "Give Me Love".
- Moja piosenka w francuskim radiu!- zawył z radości.
Droga minęła szybko, naprawdę szybko, nie zdążyłam się porządnie zachwycić miastem. Kiedy zaszłam z chłopakami do holu, myślałam, że jestem u Gringotta. Joey, stał przy ladzie i rozmawiał z recepcjonistą. Uśmiechnął się do niego, podpisał coś i podszedł do nas.
- Każdy z was ma już pokój, musicie, tylko podpisać. Lucy, w twoim są wszelkie udogodnienia dla Blue- powiedział, złapał Mel za rękę, mrugnął o mnie i poszli korytarzem do wind.
Usiadłam na fotelu, bo jak zauważyłam, kiedy moi przyjaciele ustawiają się do lady, aby podpisać świstki i odebrać klucze, to nagle zrobiło się strasznie tłoczno. Podrapałam Blue za uchem.
- Ed, widzimy się za dwadzieścia minut w barze- ryknął Hazz i pobiegł do góry.
Rudowłosy zaśmiał się i podszedł do mnie. Uniosłam do góry brwi.
- Też nie lubisz się pchać?- spytał.
- Wolę, żeby mi nie podeptali Blupie'ego- odpowiedziałam.
- To co do zobaczenia jutro na śniadaniu- powiedział Liam i razem z Sophią pomaszerowali ku windzie.
Razem z Edem, przytaknęliśmy z uśmiechem i odprowadziliśmy ich wzrokiem. Minutę później Eleanor i Louis, pomachali nam i dogonili Payne'ów. Jak fajnie się na nich tak mówi. Podniosłam się lekko, kiedy zobaczyłam, że Zayn i Perrie szykują się do odejścia.
- Miłej zabawy- mruknęłam do nich.
Uśmiechnęli się do nas i odeszli. Stanęłam razem z rudym przy ladzie, popatrzyłam recepcjoniście w oczy, na jego twarzy był widoczny wymuszony uśmiech.
- Ed Sheeran- powiedział rudy.
- Voulez-vous un appel de réveil?- spytał recepcjonista.
(fran.Życzy pan sobie pobudkę)
Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany. Dziwne, zdawało mi się, że słyszałam jak mówi po angielsku, przy reszcie. Tylko Harry umie mówić po francusku, o ile się nie mylę.
- Pyta się czy, życzysz sobie pobudkę- uśmiechnęłam się do niego.
- Nie- odpowiedział szybko.
Mężczyzna uśmiechnął się, podał klucz i jakąś kartkę do podpisania. Ed, odebrał klucz, podpisał świstek. Chwycił swój bagaż.
- Życzę miłego wieczoru- powiedział do mnie cicho i poszedł w stronę windy.
Odprowadziłam go wzrokiem, który po chwili skierowałam na recepcjonistę.
- Bonjour!- powiedział.
(fran.Dzień dobry)
- Salut- odpowiedziałam cicho.- Lucinda Cane.
(fran.Cześć)
Popatrzył coś w komputerze, uśmiechnął się chwycił klucz, który mi podał, tą samą kartkę co Edowi, i jakąś złotą z narysowanym zwierzakiem, rozumiem, że to dla Blue.
Podpisałam dwie strony jakiejś zgody, uśmiechnęłam się do niego i oddałam długopis razem z plikiem kartek. To był długi dzień. Spojrzałam na zegarek, nad głową mężczyzny, wskazywał dopiero dziewiętnastą, a na dworze już zapadł mrok. Dziwne.
- Puis-je vous aider?- zapytał boy.
(fran.Czy mogę w czymś pani pomóc?)
Zaprzeczyłam i poszłam w stronę windy. Odpięłam Blue smycz, bo ten zawsze za mną chodzi. Mój kochany psiak. W jednej ręce trzymałam uchwyt od walizki, w drugiej kwiaty, a na ramieniu zwisała mi torebka. Spojrzałam na numerek na kluczu. Sześćset dwanaście, piętro siódme. Wdusiłam przycisk z numerem piętra i czekałam, aż drzwi znowu się przede mną rozsuną.
Szukałam spokojnie swojego pokoju, kiedy go znalazłam, od kluczyłam drzwi, weszłam do środka. Wielki salon z sofą pośrodku i stolikiem, na ścianie wisiał telewizor. Niedaleko była lada, a za nią wejście do kuchni. Nawet nieźle. Zostawiłam walizkę przy wejściu, zamykając drzwi. Jedyne co przykuło moją uwagę, to niebieskie róże, na stoliku.
Poszłam za ladę, chwyciłam jakiś wazon i nalałam do niego wody. Włożyłam różowe róże i ustawiłam na ladzie. Blue już poleciał dalej do przedsionka, za którym pewnie, kryła się sypialnia i łazienka.
Usiadłam na sofie i przyglądałam się pięknym niebieskim kwiatom. Czy to wo ogóle byłoby możliwe? Stały już w wazonie, zaczęłam szukać białej karteczki i jak na moje nieszczęście, od razu rzuciła mi się w oczy. Chwyciłam ją i zaczęłam czytać.
"Zniewolę cię sobą, pokażę ci dzikość, zniszczę niewinność. Posiądę na własność, na zawsze, na wieczność.
Te, przypominają mi twoje piękne oczy. Jak tafla oceanu, mógłbym się im przyglądać całymi dniami."
_______________________________________
SALUT! Przepraszam, że dodaję rozdział trochę później, ale wczoraj coś mi blogger, zamulał, a dzisiaj dopisałam parę wątków :)
Ogólnie, jak pisałam, rozdział, wydawał mi się beznadziejny :D Ale jak go przeczytałam, to uznałam, że chyba może być, albo po prostu już jestem zbyt śpiąca :D
Kto oglądał galę VMA? Ed wygrał nagrodę, więc postanowiłam, go dodać do rozdziału :D <3
Rozdział wyszedł naprawdę długi, mam nadzieję, że was nie zanudziłam :o
Dziękuję, za tak dużo komentarzy, jesteście najlepsi <3
Więc ten rozdział dedykuję, każdemu mojemu czytelnikowi *.*
A teraz:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ.
Taka prosta zasada *.*
Kto by pomyślał, że Joe wywiezie ich, aż do Paryża? :D
A już za dwa dni urodziny naszego Liama <3
HAPPY BIRTHDAY LIAM *o*
Następny rozdział powinien pojawić się w sobotę, a potem już regularnie co tydzień w soboty, z powodu powrotu do szkoły. Zdecydowanie za szybko zleciały te wakacje...
Do następnego kochani :D
AJ LOF JU, GAJS <3
~Evil Queen.
Genialny rozdział ! ;)
OdpowiedzUsuńJejku, ciekawe kto jest tym tajemniczym wielbicielem.....ja obstawiam Nailera :D
dawaj szybciutko nexta! ;)
buziaczki ;*
@si@9919
Piękny rozdział. Fajnie, że się dostała. Czy tylko mi się wydaje że Niall będzie w Paryżu i zabierze Luc na romantyczną kolację ??? Było by tak romantycznie <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńBoski :) Nie mogę się doczekać kolejnego. :**
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :) Coś mi się wydaje, że do Paryża zawita Niall było by Boskoo :D Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPs : Zapraszam do siebie na nowy rozdział http://magicznaszarokolorowarzeczywistosc.blogspot.com/ :)
Masz nominację do LBA ode mnie :)
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pojawił się Ed ^^
Paryż *.*
Głupia szkoła -.-
Ok ok dziękuję za życzenia, kochany Ni <3 haha ~ Liaś
Genialny rozdział, Joe, Ty to masz gust! xD
OdpowiedzUsuńNadal nie rozkminiam od kogo mogą być te kwiaty :D
Czekam na nexta :*
Nie wiem czy celowo napisałaś to o El i tej sprawie , ale jesteś boska! Ja nie jestem ani ES ani LS, ale możliwe, że czytają twojego bloga dziewczyny, które są LS :) Nie mówię, że akurat one mogą przezywać El, ale to może uświadomić im, że ją to może boleć ;) Jesteś niesamowita! Nie ma jak to dodać rozdział (cudny rozdział) i dodać do niego upomnienie/przypomnienie o hejterach i wgl! *.* I teraz sądzę po tym rozdziale , że jesteś ES :P <3
OdpowiedzUsuńJa wgl mam cały czas takie wrażenie, że gdzieś z szafy czy z pod łóżka wyskoczy jej Horan XD :D Ale fajnie by było :P I jeszcze Lou z tym "-Szkoda, że Niall'a nie ma" <3 Szkoda, szkoda :P
PS. Dziękuję, że mnie powiadomiłaś na blogu, że jest next u ciebie ;) Ale i tak pewnie bym weszła, bo wchodzę prawie codziennie :*
U mnie jakby co to nn pojawi się w niedzielę (ostatni bo chyba zawieszam :c Jeszcze nie zdecydowałam :c)
Pozdrawiam i dziękuję za komentowanie na moim blogu :*
DZIĘKUJĘ :* <3
Cudowny. To ff działa na mnie jak narkotyk. Zaczęłam czytać i nie mogłam się powstrzymać. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńŚwieetny! Byłoby fajnie jakby w tym pokoju czekał na nią Niall. Albo chociaż był w tym samym hotelu *---* aww czekam na nexta <3 dawaj szybciutko ! <33 ;*
OdpowiedzUsuń